Zbigniew Herbert

poesía polaca, ancianos


Oración de los ancianos     



 
pero después después  
¿no nos rechazarás? 
cuando se hayan ido los niños las mujeres las pacientes bestias  
porque ya no soportan nuestras manos de cera 
nuestros movimientos inciertos como el vuelo de mariposa  
nuestro terco silencio y nuestra habla de tos  
y está cerca el día en que el mundo encogido en nuestro ojo  
quitarán como una lágrima y romperán como un cristal  
cuando de pronto ábrase el cajón de la memoria 
me pregunto  
si entonces 
nos volverás a amparar 
pues será como regresar a las rodillas de la infancia  
al enorme árbol a la estancia oscura 
a la conversación interrumpida al llanto sin dolor
lo sé
es una cuestión de sangre
y nosotros místicos perezosos que arrastramos los pies 
con el deformado salmo de nuestros dedos corcovados 
escuchamos cómo por nuestras venas va cayendo la arena 
y en las oscuras entrañas va creciendo blanca una iglesia 
de sal recuerdos cal y de indecible fragilidad 
y te hacen entrar de nuevo 
entre el asmático jadear de las campanas 
junto a encendidas flores
aferrados al sabor de la oblea y del lienzo blanco
si difícil es hacer ángeles de nosotros 
transfórmanos en canes celestes 
en chuchos de pelaje alborotado 
en palomillas de semblante gris 
en apagados ojos de gravilla
pero no dejes 
que nos devoren
las insaciables tinieblas de tus altares
y dinos tan solo esto
que más tarde volveremos



Modlitwa starców




ale potem potem
czy nas nie odtrącisz
kiedy już odejdą dzieci kobiety cierpliwe zwierzęta
bo nie mogą znieść woskowych dłoni
ruchów niepewnych jak lot motyla
upartego milczenia i mowy naszej kaszlu
i bliska będzie chwila gdy świat skurczony w oku
odejmą jak łzę od oka i stłuką jak szkło
gdy otworzy się nagle szuflada pamięci
pytam o to
czy wtedy
przygarniesz nas z powrotem
bo będzie to powrót jak do kolan dzieciństwa
do drzewa wielkiego do ciemnego pokoju
do rozmowy przerwanej do płaczu bez żalu
wiem
to sprawa krwi
i my leniwi mistycy powłóczący nogami
z koślawym psalmem w garbatych palcach
nasłuchujemy jak się w żyłach przesypuje piasek
i w ciemnym wnętrzu biały rośnie kościół
z soli wspomnień wapna i niewymownej słabości
znów ciebie wprowadzają
przez astmatyczne sapanie dzwonów
przy zapalonych kwiatach
uczepieni smaku opłatka i białego płótna
jeśli z nas trudno zrobić anioły
przemień nas w psy niebieskie
kundle o zmierzwionej sierści
ćmy o szarej twarzy
zagasłe oczy żwiru
ale nie daj
aby pożarł nas
nienasycony mrok twoich ołtarzy
powiedz tylko to jedno
że potem wrócimy






ZBIGNIEW HERBERT (1924, Lwow | 1998, Varsovia, Polonia)
Traducción: Ada Trzeciakowska
Enlaces: Material de lectura UNAM  | Círculo de poesía


0 Comentarios